Rozmowa z Wade'em Goeke, szefem Chandler Limited
Wade Goeke, zakładając firmę Chandler Limited, za swój cel obrał odtworzenie brzmienia Abbey Road za pomocą sprzętu, który każdy może mieć w swoim studiu.
Abbey Road, studio rozsławione przez, oczywiście, The Beatles, to instytucja, która pomimo że ma już swoje miejsce w historii, jest wciąż oblegana przez najbardziej znane zespoły świata oraz kompozytorów muzyki do największych hitów kinowych, którzy regularnie tu nagrywają. Studio zawdzięcza swój sukces legendom muzyki, producentom i inżynierom dźwięku, którzy w nim pracowali, oraz słynnemu brzmieniu. Owo ‘brzmienie Abbey Road’ jest owocem trwających dekady prac inżynierów, twórców technik rejestracji i sprzętu, który zrewolucjonizował produkcję muzyczną oraz nadał kształt temu, co dziś słyszymy w nagraniach muzycznych.
Brzmienie to żyje w oryginalnych, wciąż restaurowanych urządzeniach w studiach na całym świecie i, rzecz jasna, przede wszystkim w samym Abbey Road. Było też odtwarzane w różnych plug-inach oraz bibliotekach próbek. Ale tylko jedna firma ma prawo do rozwijania i powielania oryginalnych rozwiązań używanych w słynnym studiu. Tą firmą jest Chandler Limited, która postawiła sobie za cel odtworzenie ikonicznego brzmienia studia z Londynu. Oto rozmowa z jej założycielem, Wade Goeke.
MusicTech: Opowiedz nam jak doszło do powstania Chandler Limited.
Wade Goeke: No cóż, Chandler Limited właściwie nie tyle powstało, co wyrosło z mojej miłości do sprzętu studyjnego. Od zawsze fascynowałem się gadżetami i muzyką, i tym jak jedno i drugie łączy się w formie sprzętu do nagrywania. W siódmej klasie zacząłem grać na gitarze, a w ósmej rodzice kupili mi czteroślad, więc nagrywanie i urządzenia do niego służące zawsze szły w parze z muzyką.
Pamiętam jak w ósmej klasie w czasie wakacji nagrywałem bębny w salonie rodziców. Brzmiało to tragicznie! Ale miałem to szczęście, że moi rodzice zawsze bardzo mnie wspierali. Nie poszedłem do college'u, a oni pomogli mi w zdobyciu odrobiny sprzętu, co tylko wzmogło mój apetyt. W końcu samemu zacząłem konstruować urządzenia i je sprzedawać.
To był bardzo naturalny proces. Nigdy nie zakładałem, że stworzę największą i najfajniejszą firmę w branży, jeśli wiesz co mam na myśli.
MT: Jak zaczął się Twój związek z Abbey Road, i co było Twoim celem na początku współpracy?
WG: To był właściwie łut szczęścia. Wspominałem, że rodzice pomogli mi w kompletowaniu sprzętu - miałem wtedy dwadzieścia parę lat. Między innymi, trafiła mi się para limiterów EMI TG12413.
Od zawsze kochałem The Beatles i Pink Floyd. Moi rodzice mieli albumy tych pierwszych jeszcze z czasów gdy uczyli się w college'u. Dorastałem słuchając tych płyt. Czytałem o The Beatles, „The Complete Beatles Recording Sessions” przeczytałem setki razy, więc wiedziałem czym jest EMI. Więc gdy okazało się, że jest do kupienia pomyślałem: „Cholera, czy to nie sprzęt, na którym nagrywali The Beatles i Pink Floyd?”. Wiedziałem, że EMI tworzyło własne urządzenia studyjne.
Brzmienie słychanych przeze mnie w dzieciństwie płyt rodziców wciąż we mnie tkwiło i gdy podłączyłem te limitery okazały się dokładnie tym czego oczekiwałem – dźwięk nabrał koloru i intensywności. Mogłem powielić brzmienie gitary z „Nowhere Man”! Cieszyłem się jak dziecko.
I wtedy właśnie pomyślałem, że inni też byliby szczęśliwi mogąc używać tych urządzeń, i że któregoś dnia powinienem spróbować je zrekonstruować.
Gdy w końcu mi się to udało, pierwsza para wylądowała w Olympic Studios należących do EMI. A ponieważ zatrudnionych tam było też parę osób z Abbey Road, moje urządzenia znalazły się na radarze jednocześnie EMI i Abbey Road. Spodobały się, a mnie zaproponowano odtworzenie kilku innych urządzeń.
Tak więc, po wielu rozmowach, wypracowaliśmy porozumienie. Gdy ono wygasło, podpisaliśmy nowy, dziesięcioletni kontrakt obejmujący wiele nowych produktów.
MT: Co Cię tak urzekło w urządzeniach z Abbey Road?
WG: Powielają brzmienie klasycznych płyt, których słuchałem w dzieciństwie, i które wciąż grają w mojej głowie. Tylko tyle i aż tyle. Od zawsze byłem fanem starego sprzętu, ale gdy usłyszałem urządzenia EMI/Abbey Road wiedziałem, że znalazłem swoje powołanie. Brzmienie, funkcjonalność i ich wygląd zgrały się z moim gustem i muzycznym wychowaniem.
MT: Które z Twoich produktów odniosły największy sukces?
WG: Przedwzmacniacze TG2 i Germanium cieszą się największą popularnością. Nowy REDD.47 spotkał się z bardzo pozytywnym odzewem i też będzie bestsellerem. Curve Bender, Mini Mixer, Zener Limiter, TG1 i Little Devil też świetnie sobie radzą.
MT: Opowiedz nam o tym jak przebiega proces tworzenia przykładowego urządzenia Abbey Road.
WG: Wszystko jest płynne. Mirek Stiles (guru sprzętowy Abbey Road) i ja poświęcamy sporo czasu na planowanie i dyskusje. Generalnie przeprojektowuję klasyczne urządzenia tak, by były zgodne ze współczesną techniką i zastosowaniami, ale z zachowaniem unikalnego, oryginalnego brzmienia.
Prototypy wysyłam do Abbey Road na testy. Mam też wgląd do ich archiwów i specyfikacji technicznych, co, jak już wspominałem w innym wywiadzie, jest jak otwarcie Arki Przymierza.
Cały proces mogę opisać na przykładzie tworzenia Curve Bendera. Zaprojektowałem urządzenie podobne do konsolowego modułu z dodatkowym pasmem korekcji. Pokazałem je Pete'owi Cobbinowi, głównemu inżynierowi Abbey Road. Pamiętam, że powiedział: „brzmi jak stare jednostki...”, i tu pojawiło się to przerażające „ale”. Wspomniał, że gdy miksowano „The Beatles Anthology” łączono kilka kanałów na konsolecie, by uzyskać więcej korekcji.
Tak więc wyjściowy pomysł na dodatkową korekcję przerodził się w czteropasmowe urządzenie z filtrami. Pete zasugerował, że powinniśmy zrobić duże, dobrze wyglądające urządzenie, a ja wpadłem na pomysł by odgrzebać starą nazwę Curve Bender, którą stosowano w Abbey Road do opisu korektorów.
Z kolei w przypadku nowego REDD.47 zacząłem od starych projektów i odtworzyłem urządzenie dokładnie według nich. Spodobało się, więc zaczęliśmy dodawać swoje pomysły. W Abbey Road poprosili o dodanie PADa, regulacji poziomu wyjściowego oraz wejścia DI. Ja chciałem dodać rozszerzoną wersję górnoprzepustowego filtra Rumble Filter, który był w oryginale, rozszerzyć regulację poziomu sygnału wyjściowego, oraz dodać regulacji Fine Gain tyle zakresu by móc kontrolować zniekształcenia harmoniczne i charakterystykę przesterowań. Mieliśmy przy pracy nad nim sporo zabawy.
MT: Opowiedz nam o legendarnych użytkownikach oryginalnego sprzętu z Abbey Road używających Twoich urządzeń. Jaki miałeś odzew?
WG: O rany, muszę na to odpowiadać? Nie chciałbym się przechwalać. Jest kilku użytkowników mojego sprzętu, którzy sprawiają, że czuję się wyjątkowo dumny. Przede wszystkim George i Giles Martinowie, którzy przy tworzeniu „Love” The Beatles używali, oprócz rzecz jasna klasycznych urządzeń z Abbey Road, także Chandlerów. Miałem zaszczyt poznać ich obu na przyjęciu z okazji 75 rocznicy Abbey Road. Giles przedstawił mnie Sir George'owi i Lady Martin. To wspaniała i bardzo miła rodzina, która uczyniła ten wieczór jeszcze bardziej specjalnym.
Nigdy nie zapomnę gdy przy jednej z moich pierwszych wizyt w Abbey Road, podczas lunchu przy drugim stole ujrzałem George'a i Gillesa Martinów siedzących razem z Neilem Aspinallem (technicznym Beatlesów, który później prowadził dla nich Apple). Okazało się, że pracują nad wczesną wersją albumu „Love”. Niezłe wspomnienie.
Inni? Jest Green Day, Adele, Katy Perry... Katy ma jakiś miliard odsłon na Youtube i każdy kto jej słucha, słyszy jej głos przepuszczony przez mój przedwzmacniacz. Dzięki, Dr. Luke!
MT: O które z technik produkcji jesteś pytany najczęściej i jakie są Twoim zdaniem tego powody?
WG: Bardzo często jestem pytany o dopasowywanie przedwzmacniaczy do instrumentów i źródeł dźwięku. O ustawienia w przypadku różnych instrumentów i sytuacji. To oczywiście indywidualne sprawy. Czasem ktoś prosi o pomoc w dobraniu preampu do głosu. Więc pytamy o to, jaki ma typ głosu. Czy potrzebuje jasnego brzmienia, a może miękkiego, itd.
Ponieważ nie zawsze mamy możliwość udostępnienia egzemplarza testowego, staramy się jak możemy, by pomóc w odpowiednim wyborze.
Dostajemy też dużo pytań dotyczących rozstawienia mikrofonów i technik realizacyjnych.
Mam to szczęście, że przyjaźnię się z wieloma realizatorami, którzy podrzucali mi przez lata wiele ciekawych pomysłów i rozwiązań. Mamy też w warsztacie studio, w którym testujemy sprzęt i próbujemy różnych rozwiązań i pomysłów, dzięki czemu mogę służyć całkiem niezłymi radami tym, którzy szukają u mnie pomocy.
MT: A jaki jest największy, najczęściej popełniany błąd przy produkcji współczesnych nagrań?
WG: Myślę, że największym problemem jest brak kontroli nad warunkami w jakich nagrywamy. Przez lata nagrywałem w mieszkaniach, pokojach dziennych, i jeśli nie masz dużego, starego domu z drewnianą podłogą, będziesz z tym walczył przez całą sesję.
Nie doceniałem, i sądzę, że wiele osób nie docenia, znaczenia przestrzeni, w której się nagrywa. Myślę jednak, że to dobre doświadczenie. Jeśli potrafisz sprawić, że coś nagranego w salonie brzmi dobrze, to coś co nagrasz w dobrych warunkach będzie brzmiało wspaniale.
MT: Jakiej rady udzieliłbyś komuś wchodzącemu w świat muzycznej produkcji?
WG: Po prostu zrób to. Jeśli jesteś muzykiem, graj i ćwicz cały czas. Jeśli chcesz produkować, zdobądź jakikolwiek komputer i program, na który cię stać i nagrywaj wszystko. Nic nie zastąpi ciężko zdobywanego doświadczenia, a to z kolei odróżni cię od innych. Nigdy nie wiesz gdzie zaprowadzi cię los, więc bądź otwarty.
MT: Jaka będzie przyszłość produkcji muzycznej?
WG: Gniazdo USB w karku bym już nigdy nie musiał używać myszki! A poważnie, udział obróbki cyfrowej i plug-inów będzie się powiększał, ale nie sądzę, by kiedykolwiek zrezygnowano z urządzeń analogowych. Nie sądzę, by udało się stworzyć program, który będzie brzmiał tak jak świetnie zaprojektowany, najwyższej klasy przedwzmacniacz, kompresor lub lampa. Komputer nie będzie w stanie tego zasymulować. To tak jakby stworzyć robota, zaprogramować mu czyjąś osobowość i oczekiwać, że stanie się tą osobą. Nie jesteś w stanie odtworzyć całej tej złożoności.
Ale nie zrozum mnie źle, uważam, że ProTools jest darem niebios.
MT: Jak chciałbyś, by ludzie postrzegali Twoją firmę?
WG: Przede wszystkim, chciałbym by uważano nas za firmę, która dba o użytkowników. Staramy się być pomocni i służyć ludziom, którzy wydali swoje ciężko zarobione pieniądze na nasze produkty. No i oczywiście, żeby uważano, że nasz sprzęt całkiem nieźle brzmi.
MT: Czy mógłbyś zdradzić coś na temat tego co teraz przygotowujecie, niezależnie od tego czy jest to coś związanego z Abbey Road, czy nie?
WG: Mamy parę projektów w zanadrzu. Mogę jedynie zdradzić, że będą to urządzenia z historii Abbey Road, które ludzie od dawna chcieli ujrzeć... z kilkoma zaskakującymi dodatkami.